Zbieramy fundusze na leczenie Jarosława Sierka, byłego pracownika UKW

Nowotwór jest przeciwnikiem, z którym trudno poradzić sobie w pojedynkę. Taką walkę toczy obecnie Jarosław Sierek, mąż naszej koleżanki Asi z Wydziału Pedagogiki UKW.
Pierwsze niepokojące objawy pojawiły się w drugiej połowie 2018 roku. Po kolejnych badaniach Jarosław Sierek usłyszał najgorszą diagnozę: nowotwór typu mięsak. Jeszcze tego samego roku udało się przeprowadzić skuteczną operację usunięcia zmiany i wszystko zapowiadało, że jest to koniec problemów.
2022 rok przewrócił jednak życie Państwa Sierek do góry nogami, kiedy okazało się, że nowotwór powrócił – z przerzutami w kilku miejscach. W kolejnych miesiącach stan Jarosława zaczął się pogarszać, co zmusiło go zrezygnowania z pracy i przejścia na rentę. Na UKW pracował w latach 2002 – 2024, ale ze względu na chorobę, nie był w stanie wykonywać swoich obowiązków służbowych. - W tej chwili jesteśmy pod opieką Pani dr Adamczyk z oddziału Paliatywnego szpitala Jurasza, która pomaga uśmierzyć ogromny ból jaki towarzyszy od ponad półtora roku - mówi Joanna Sierek. - Rany na nogach są tak duże, że opatrunki kupujemy już w tej chwili w ilościach hurtowych, co pochłania duże koszty. Do tego dochodzą ogromne ilości leków, odżywki, odpowiednia dieta – wylicza.
Sytuacja Państwa Sierek jest trudna, ale cała rodzina walczy o jak najlepsze warunki leczenia dla Jarosława. Przyłączamy się do tej walki i zachęcamy do uczestnictwa w zbiórce finansowej. Można się do niej włączyć za pośrednictwem portalu pomagam.pl lub wrzucić datki do puszki wystawionej w głównym kampusie UKW przy ul. J. K. Chodkiewicza 30 - w głównej portierni oraz sekretariacie Wydziału Pedagogiki UKW.
Aby zobrazować, jak trudna jest obecnie sytuacja Państwa Sierek i z jakimi problemami walczą od ponad 6 lat, publikujemy pełną relację Joanny Sierek z leczenia jej męża.
fot. Asia i Jarek Sierek z córką Mają.
Wrzesień rok 2018. Mąż zaczął czuć się „grypowo", bolały go mięśnie, stawy kości, kręgosłup. Trafił do lekarza pierwszego kontaktu i dostał skierowanie na RTG kręgosłupa. W międzyczasie wyczuł zgrubienie na mięśniu uda. Z wynikiem prześwietlenia kręgosłupa wrócił do przychodni (prześwietlenie wykazało zmiany zwyrodnieniowe kręgosłupa), gdzie pokazał również bolące udo. Niestety lekarz zbył go twierdząc, że jest bardzo mocno zbudowany i nie ma podstaw żeby dać skierowanie na USG.
Badanie zrobiliśmy prywatnie i już w trakcie mąż usłyszał, że ma prędko zarejestrować się do onkologa bo to wygląda na zmianę nowotworową. W przeciągu kilku dni udało się załatwić wizytę i mąż dostał skierowanie na tomograf, który jednoznacznie potwierdzał nowotwór. W przeciągu miesiąca potwierdziły to wyniki biopsji wykonane w Centrum Onkologii w Bydgoszczy i usłyszeliśmy wynik „mięsak”.
Z Bydgoszczy już w listopadzie mąż trafił na chemioterapię do Warszawy, a tam po kolejnym przebadaniu próbki stwierdzono, że nowotwór jest odporny na chemioterapię i należy jak najprędzej go usunąć. Kolejno radioterapia i 11 grudnia mąż trafił na oddział i miał operację. Szczęśliwie udało się usunąć całą zmianę razem z mięśniem.
Przez kolejne 3 lata co 3-4 miesiące wykonywany był tomograf, rezonans i kontrola w Warszawie.
W 2022 roku mąż wyczuł zgrubienie na klatce piersiowej. Najpierw wykonaliśmy USG, ponieważ do wizyty kontrolnej było kilka tygodni. Niestety już tu potwierdzono przerzut. Kolejna chemioterapia (która również nie przyniosła efektu) oraz radioterapia. W międzyczasie pojawiła się zmiana w węźle chłonnym w pachwinie. W kwietniu na 3 dni przed Wielkanocą mąż trafił w końcu na stół operacyjny. Operacja była bardzo rozległa ponieważ guz urósł na tyle, że z guzem musiał mieć podcięte żebra i wstawioną siatkę podtrzymującą. Przesunięto pępek wyżej (ponieważ trzeba było naciągnąć fałd skórny), został usunięty również węzeł chłonny. Niestety pod koniec roku pojawiły się kolejne zmiany. Tym razem na łydce, drugim węźle chłonnym i wznowa w miejscu pierwszej zmiany. W marcu doszła zakrzepica i opuchlizna na nodze, na której była zmiana, co przesunęło radioterapię o około miesiąc. Od tej pory mąż porusza się na wózku. Dopiero w lipcu mąż trafił na stół. Udało się uratować nogę, usunięto też pozostałe zmiany. Był rok 2023. Niestety rana na łydce „rozeszła się” i do tej pory nie zagoiła się. W październiku wykonano badanie PET, które niestety wykazało kolejne 4 przerzuty. Mąż nie został zakwalifikowany do kolejnych operacji. W grudniu pojawiła się zmiana na wątrobie.
W tym momencie od onkologa chirurga zostaliśmy przekazani pod opiekę do onkologa klinicznego. Od lutego włączono kolejną, inną chemioterapię, która jak się później okazało również nie działała. W maju włączono pazopanib. Przyszło kilka miesięcy oddechu, ponieważ lek zatrzymał wzrost guzów. Niestety w październiku zmiana w miejscu pierwszej operacji pękła. Od tego momentu mąż ma otwartą ranę na łydce lewej nogi i otwartą zmianę na udzie prawej nogi. Zarówno jedną jak i drugą raną nikt nie chce się zająć. W onkologii słyszymy, że pęknięty guz nie zagraża życiu, a problemem jest zmiana na wątrobie i tak w zasadzie tylko na tym skupia się lekarz. Otwartej rany nikt nawet nie chce obejrzeć.
W styczniu przyszedł czas na kolejną kontrolę i wizytę w Warszawie. Przez słabe wyniki krwi mąż trafia do szpitala na przetaczanie krwi. Później jedziemy na kontrolę do Warszawy i wiadomość: „lek przestał działać, nie mamy Panu nic więcej do zaoferowania, proszę już do nas nie przyjeżdżać”.
Kilka dni później mąż trafia do onkologii w Bydgoszczy na kolejne przetoczenie krwi i taka sama informacja.
W tej chwili jesteśmy pod opieką Pani dr Adamczyk z oddziału Paliatywnego szpitala Jurasza, która pomaga uśmierzyć ogromny ból jaki towarzyszy od ponad półtora roku. Szukamy prywatnie pomocy, ponieważ w poradni leczenia ran przewlekłych usłyszeliśmy, że nie mają płacone za pacjentów onkologicznych, więc nie mogą pomóc, a w onkologii, że u nich pacjentów się leczy więc mąż już się tam nie kwalifikuje.
Rany na nogach są tak duże, że opatrunki kupujemy już w tej chwili w ilościach hurtowych co pochłania duże koszty. Do tego dochodzą ogromne ilości leków, odżywki, odpowiednia dieta.
Cały czas szukamy pomocy, niestety już tylko prywatnie.
Joanna Sierek