Waćpanna studiuje
Gorący dzień letni nastał, gdy catalogi osób przyjętych się pojawiły. Po tym, jak największa radość przeminęła, trzeba było lokum poszukiwać. Jedna z waćpanien odwiedziła mieszkanie w kamienicy historię długą pamiętającą i noszącą jej ślady...
Matrona, która tam zarządzała, przewidziała w tymże lokum osób jedenaście. Waćpanie liczba ta dużą się wydała, a umeblowanie, o ile termin taki paść może, ubogim niezmiernie widzieć. Po odnalezieniu swojego studenckiego casae, czas spokoju nastał. Jednak primus dies października nadszedł i wszystkich w podenerwowaniu lekkim przed nieznanym, ku Jagiellonów wielkich ulicy powiódł. Tam odbyło się zebranie organizacyjne, powitano, licznie nazwiska wymieniono, po czym czas oczekiwania za odbiorem niewielkiej książeczki zielonej barwy przyszedł. Zmieniło się to w pewnego rodzaju kolejkę integracyjną, bo waćpanny i waćpanowie mogli kilka osób za i przed sobą stojących poznać. Lawina imion: Kasia, Agnieszka, Marta, Karolina, Ola, Ania mogła czas uprzyjemnić. O zapamiętaniu ich można było zapomnieć, bo nawet po miesiącu razem obcowania różne sytuacje się zdażały. Dwie osoby spotkały się np. koło szatni, patrzyły na siebie, a w głowach się jawiły myśli – gdzieś ją/jego widziałam, skądś ją/jego znam, pewnie jest z mojego roku. A może nawet grupy. I padało „cześć”. Teraz waćpaństwo są na etapie długich konwersacji (czasem kosztem jakowego wykładu – z pewnością wielce interesującego). Minęła też mniej więcej faza wywiadowcza: kto z Bydgoszczy, kto imigrant, w której części bydgoskiego padołu się panna/kawaler lokuje i z której części Poloniae pięknej się wywodzi. Nadszedł czas na egzaminy oczekiwać i przy nadziei pozostania na naszej Alma mater być.
Agata W.