Marcin Wylangowski
Śmierć jest skandalem
Niełatwo jest pisać o śmierci. Dzieje się tak dlatego, że jawi się ona jako zjawisko zupełnie wyjątkowe, różne od wszelkich innych w życiu człowieka. Wydaje się jednak, że zagadnienie śmierci to w gruncie rzeczy jedyna sprawa, jaka nas naprawdę obchodzi . Przecież każdy z nas już w momencie narodzin jest wystarczająco stary, by umrzeć. Zarówno śmierci, jak i sposobu jej doświadczenia, nie da się porównać do innych fenomenów. To sprawia, że próba uchwycenia jej cech wydaje się szczególnie trudną.
„Mamy ideę życia, ideę osoby, ideę miłości, ideę wierności, nawet mamy ideę nieśmiertelności, ale nie mamy idei śmierci. Dlatego mówiąc o śmierci, mówimy o niej językiem mitów i poezji i ciągle odwołujemy się tylko do obrazów, do porównań.”
W niniejszej pracy, opartej na badaniach fenomenologicznych ks. Antoniego Siemianowskiego, postaram się przedstawić najważniejsze wyróżniki tego szczególnego momentu, jakim jest kres życia człowieka. Śmierć i perspektywa nadziei autorstwa księdza profesora to książka o szczególnej wadze. Napisana językiem prostym i przystępnym dla szerokiego grona czytelników, poddaje gruntownej krytyce badania tanatologiczne, postulując oparcie ich na antropologii. Wskazuje jednoznacznie, że „niejasna czy naiwna antropologia rodzi naiwną tanatologię”. W dobie naukowego zainteresowania śmiercią niewiele jest pozycji tak wnikliwych i uczciwych. Autor w szczególności zwraca uwagę czytelnika na fundamentalną irracjonalność śmierci. Ukazuje, że nie ma ona własnej istoty i w konsekwencji staje się wydarzeniem nienaturalnym.
Konstytuanty śmierci, o których będzie mowa, znakomicie obrazuje film Piekło i niebo (1966) wyreżyserowany przez Stanisława Różewicza. Ta filozoficzna powiastka o bardzo charakterystycznej, komediowej tonacji realizuje epikurejski postulat carpe diem. Życie człowieka jest krótkie i nikt nie wie, kiedy przeminie. Należy więc korzystać z wszelkich jego uciech, czerpiąc z każdej chwili to, co znajdziemy w niej najpiękniejszego. Jednocześnie reżyser podejmuje w filmie próbę refleksji nad moralnością i etyczną oceną postępowania człowieka. Piętnuje chciwość, egoizm i zdradę. Jest skłonny przymknąć oko na niewinne słabostki ludzkie, jeśli tylko myśli i intencje człowieka są szlachetne, sprawiedliwe i czyste. Głównymi bohaterami filmu są Ignacy Zasada – starszy referent w stanie spoczynku, jego dziewięcioletni wnuk Piotruś, urzędnik Stefan oraz ponętna Kika. Pazerny Stefan, chcąc kupić sobie samochód, morduje swoją bogatą ciotkę. Oczarowany możliwościami nowego auta urządza wyścigi z kierowcą autobusu, którym podróżują Ignacy, Piotruś i Kika. Dochodzi do wypadku. Wszyscy bohaterowie spotykają się w sali sądu ostatecznego. Każdy ogląda film, będący scenami z jego życia. Piotruś i Kika dostępują nieba, Ignacy i Stefan trafiają do piekła. Ignacy nie zostaje jednak potępiony, ponieważ za życia był niedowiarkiem i nie wierzył ani w piekło, ani w niebo. Za karę błąka się przyglądając się mękom innych. Podczas swojej włóczęgi trafia do czyśćca, gdzie spotyka wnuka. Obaj wędrują do nieba, w którym panuje nuda i pozorne szczęście. Pomysłowy wnuczek robi w podłodze dziurę i wydostają się na ziemię.
W tej przezabawnej komedii Różewicz jednoznacznie określił swoje stanowisko wobec śmierci. Gdy Ignacemu ukazuje się anioł i chce go zabrać do nieba, staruszek wykrzykuje: „Ani mi się śni! Nigdzie nie pójdę. Wolę tu zostać”. „Tu”, czyli na ziemi. Ta pochwała życia, jego doświadczenie, a nade wszystko uznanie „sensu i wartości własnej osobowej egzystencji” , łączą stanowiska Siemianowskiego i Różewicza.
Zarówno Różewicz, jak i Siemianowski, wyraźnie zaznaczają, że śmierć nie jest zjawiskiem zwyczajnym, podobnym do wielu innych fenomenów. Nie jest też kolejnym z etapów życia. Wyróżnia się już choćby tym, iż dotyczy całości wszystkich zjawisk, obejmuje je wszystkie i łączy się z nimi. Będąc w nich obecną rzuca na nie cień i mrok, bo okazuje się w końcu ich negacją, zaprzecza samemu życiu .
Nie przygotowujemy się do śmierci jak do podróży, z której za kilka dni wrócimy. Po prostu nie potrafimy jej zaplanować. Przychodzi ona do nas znienacka jak złodziej.
Czy którykolwiek z pasażerów wspomnianego wcześniej autobusu mógł przypuszczać, że właśnie podczas tej podróży zginie w wyniku brawury i nieuwagi kierowcy? Zapewne każdy z nich, wybierając się w drogę miał już swoje plany na przyszłość, każdy zaplanował już resztę dnia. Ignacy ze swoim wnukiem jechali na polowanie. Piotruś dostał nawet zapewnienie od dziadka, że będzie mógł wystrzelić z broni. Poligamista Franciszek jak co dzień wybierał się w odwiedziny do swojej trzeciej żony, a kochliwa Kika widziała już w marzeniach swój ślub z dopiero co poznanym kierowcą. Niestety w realizacji tej sielanki przeszkodził wypadek. Także kierowca autobusu nie mógł przewidzieć, że właśnie dzisiaj, podczas wyścigów ze Stefanem, stanie się nieszczęście i bliższe spotkanie z Kiką będzie możliwe tylko w niebie. Nawet ciężko chora ciotka Stefana, czekająca, jak się wydaje, na rychłą śmierć, nie przypuszczała, że zginie uduszona przez siostrzeńca poduszką. Bo któż z nas wie kiedy umrze? Dziś? Jutro? Za rok? Za chwilę?
„Śmierć zdaje się być blisko nas – pisze ks. Siemianowski – na każdym kroku idzie za nami jak cień, czasem nawet zdaje się nam, że nas dotyka, że ocieramy się o nią, np. w wypadku, z którego uszliśmy cało, lub w ciężkiej chorobie, z której udało nam się wyleczyć. Jest więc blisko nas, a jednocześnie z dala, tylko jak cień miga wśród nas żyjących, ale w nas nie godzi.”
Na myśl jednak przychodzi pytanie, czy aby na pewno śmierć jest obecna w życiu człowieka? Czy powinniśmy o niej rozmyślać, bać się jej? Czy nie miał racji Epikur mówiąc, że śmierć nas nie dotyczy? Przecież, gdy jesteśmy, nie ma śmierci, a odkąd jest śmierć, nie ma nas. Niestety, wydaje się, że Epikur się mylił. Chcąc poskromić swój strach przed śmiercią sformułował „sofizmat nieistnienia śmierci” , w którym wykazał, że strach przed nią jest nieuzasadniony. Każdy, kto tylko zetknął się ze śmiercią nie ma cienia wątpliwości, że jej doświadczył. Świadek agonii nie kwestionuje tego, co dzieje się na jego oczach z umierającym. Jest to fakt realny, nieodwołalny i ostateczny . Widok trupa przeraża człowieka. Nie potrafimy zrozumieć, dlaczego ktoś, z kim jeszcze niedawno obcowaliśmy, odszedł z tego świata, nie ma go z nami i nigdy już go nie będzie. Tym bardziej jest to bolesne, gdy śmierć spotyka bliską nam osobę. Naszego cierpienia nie zniweczy fakt, że na zawsze pozostanie ona w naszych wspomnieniach, czy w dziełach, których dokonała za życia. W kontakcie z nią nie pomoże nam żaden seans spirytystyczny, a nadzieja spotkania jej po naszej śmierci wyda się marną. „Swą unicestwiającą mocą śmierć godzi w to, co stanowi raison d’etre miłości i wzajemnego bycia osób ze-sobą-dla-siebie, przekreśla sens tego, czym właśnie kochające się osoby żyją jako najbardziej sensownym i co budzi tęsknotę za pełnią, być ze sobą zawsze w nieustającym trwaniu.”
W filmie nie ma jasno ukazanych reakcji bohaterów na śmierć bliskich. Jednak, gdy Ignacy z Piotrusiem spóźniają się na umówiony obiad (bo właśnie znajdują się w niebie), obserwujemy wyraźne zaniepokojenie leśniczego i jego żony. W duszy gospodarzy rodzi się niepokój i obawa o gości. Czy nie stało się im nic złego? Dlaczego tak długo nie przychodzą? Jest to normalna reakcja, wynikająca z troski o przyjaciół. Na szczęście Ignacy i jego wnuczek odnajdują po długiej tułaczce chatę leśnika i biesiadując z gospodarzami, rozkoszują się prawdziwie „niebiańską” kolacją.
Stefan jest jedynym bohaterem, który doświadcza śmierci bliskiej osoby. Niestety, mamy tu do czynienia z sytuacją patologiczną. Nie odczuwa on żadnych wyrzutów sumienia po zabiciu ciotki Emilii. W drodze na cmentarz, siedząc obok trumny, pogwizduje sobie wesoło i tylko osoba pracownika zakładów pogrzebowych powstrzymuje go od euforii wywołanej odziedziczonym majątkiem. Te dwie różne sytuacje mówią wiele na temat doświadczenia śmierci. Pomimo, że każdy umiera sam, to nikt nie umiera w izolacji od drugich . Każdy pozostawia na ziemi bliskie osoby, dla których oczywistym jest fakt odejścia zmarłego z tego świata. Nawet zwłoki obcego człowieka nie są czymś, obok czego można przejść obojętnie. Tak więc sens śmierci jest jak najbardziej zrozumiały dla żyjących. Komunikatywność umierania nie zmienia faktu, że doświadczenie śmierci jest zawsze doświadczeniem konkretnej osoby jako podmiotu, który sam je przeżywa, a śmierć jako wydarzenie jest zawsze przeżyciem osobowym, subiektywnym . Obiektywne doświadczenie śmierci nie istnieje. Jej analiza jako pozasubiektywnego procesu powoduje wypaczenie właściwego sensu śmierci jako wydarzenia egzystencjalnego. Bezpośrednio śmierci w oczy może więc spojrzeć tylko ten, kto umiera, jednak to źródłowe poznanie jest absolutnie niekomunikowalne. Pozostaje nam jedynie możliwość doświadczenia śmierci „z profilu”, tzn. w umieraniu i zgonie drugiego człowieka, zwłaszcza bliskiego . Każdemu aktowi umierania zawsze towarzyszy sprzeciw i niezrozumienie, dlaczego to się stało. Wszyscy umieramy za wcześnie. Nikt (będący przy zdrowych zmysłach) nie powie przecież, że na tego człowieka przyszedł już czas. Każdy ma przed sobą plany na przyszłość i marzenia do zrealizowania. Jak wielki jest nasz sprzeciw, gdy ujrzymy nekrolog trzydziestoletniego znajomego, który osierocił dwoje dzieci. Nie potrafimy zrozumieć, dlaczego śmierć dotknęła właśnie jego. Przecież dopiero co założył rodzinę, na wiosnę miał ukończyć budowę nowego domu, a w pracy przymierzał się do objęcia kierowniczego stanowiska.
Nawet osoba w podeszłym wieku, która ma poczucie spełnienia się w życiu i satysfakcji z przeżytych lat, nie powie, że chciałaby umrzeć. Wręcz przeciwnie. To właśnie na starość sprzeciw wobec śmierci jest większy i wcale nie dochodzi do pogodzenia się z faktem umierania. Nikt nie powie przecież: „Ten człowiek powinien już umrzeć. Dożył wieku, w którym musi pożegnać się z tym światem.” Nietrudno jest więc zrozumieć oburzenie Ignacego podczas rozmowy z Aniołem Stróżem. To naturalne, że w obliczu śmierci zaprzeczamy swojemu słabemu zdrowiu i za nic nie chcemy rozstać się z życiem doczesnym.
Nawet jeśli śmierć przychodzi po długiej i ciężkiej chorobie, łaskawie kończąc cierpienie człowieka, to aktowi temu zawsze towarzyszy życzenie: „Żeby tak się nie stało. Przecież mógł jeszcze żyć.” Nawisem mówiąc ironiczna to łaskawość oprawcy, który zabijając, kończy zadawanie cierpienia. W swojej dobroci finalizuje okrutne dzieło, którego jest autorem. Każdy umiera za wcześnie. Za wcześnie zginęli pasażerowie autobusu w filmie Różewicza. Za wcześnie zginęli też Stefan i jego ciotka. Właśnie śmierć schorowanej Emilii w szczególności wywołuje w widzu sprzeciw, bo spodziewał się on innego, „naturalnego” końca choroby.
Każda z tych śmierci jest przedwczesna, irracjonalna. Ksiądz Siemianowski pisze: „Samo więc wkraczanie śmierci w życie człowieka ujawnia już szczególną irracjonalność. Nie ma właściwie żadnych praw, żadnych reguł, które by pozwalały przewidzieć nadejście śmierci. Jeśli w niejednych przypadkach, biorąc pod uwagę określone symptomy, możemy przewidzieć, że ktoś umrze w mniej lub bardziej określonym czasie, to w innych bywamy zaskakiwani – ku własnemu przerażeniu – nagłymi niespodziankami. Śmierć wkracza w życie człowieka kiedy chce i gdzie chce, bez wyraźnych racji, kapryśnie.” Dla umysłu ludzkiego śmierć pozostaje zatem nie do pojęcia. Jako wydarzenie egzystencjalne nie ma w sobie żadnej własnej istoty, która by wyznaczała jej „co” .
Przemijanie wpisane jest jednak na trwałe w strukturę świata. Ten ustawiczny ruch powstania i ginięcia trzeba uznać za powszechne prawo odnowy i trwania życia. Cała natura trwa jako ta sama i rozwija się w nieustannym ruchu narodzin i przemijania . Dla zwierząt naturalnym jest przemijanie. Dokładna analiza tego zjawiska pokazuje jednakże, że przemijanie istot żywych różni się znacznie od przemijania człowieka. Świat zwierząt cechuje bowiem zupełna obojętność na zjawisko śmierci. Owce nie urządzają pogrzebu, gdy jedną z nich dopadnie wilk. Nie płaczą nad jej grobem. Dla nich liczy się nie poszczególna jednostka, lecz trwanie gatunku. Strata jednego osobnika ze stada nie wywołuje w nich bólu i sprzeciwu wobec śmierci.
Inaczej jest z człowiekiem. W jego naturę wpisane jest istnienie. Jednak śmierć unicestwia jego bytowanie w świecie. Agonia niesie ze sobą cierpienie i nicość. Kto umarł, tego już nie ma między nami. Człowiek nastawiony na istnienie, boleje nad przemijaniem. Ma świadomość ogromnej wartości własnej egzystencji. W swoim osobowym istnieniu dostrzega coś wyjątkowego. „Otóż właśnie ta świadomość sensu i znaczenia własnej osobowej egzystencji w świecie jest podstawą przeświadczenia, iż jego przeznaczeniem jako bytu osobowego jest być – ku byciu. Ta otwartość na bycie przynależy do natury człowieka jako bytu osobowego. Pragnie on zawsze istnieć jako ja osobowe i dlatego za swoje prawdziwe ludzkie zadanie – ważniejsze niż jakiekolwiek inne zadanie w świecie – uważa stawanie się sobą i utrzymanie się w bycie. To, ku czemu zmierza we wszystkich trudach i walkach, to zdobyć własny byt na zawsze. Poszukuje więc różnych wartości i sensu w życiu, a nade wszystko takiej mocy bycia, która by go ocaliła w obliczu zagrożenia jego egzystencji.”
Dlatego właśnie człowiek nie chce i nie potrafi pogodzić się ze śmiercią. Nie jest w stanie przejść obok niej obojętny. Głośno wyraża wobec niej swój sprzeciw. Niebycie nigdy więcej sobą przeraża człowieka i zmusza do obrony własnej egzystencji. Śmierć jest dla niego największym skandalem. To właśnie skandaliczność i nienaturalność śmierci powodują ten wewnętrzny sprzeciw „żeby tak się nie stało”. Ks. Siemianowski tak uzasadnia nienaturalność śmierci:
„[..] Śmierci nie można uznać żadną miarą za zjawisko naturalne i normalne dla osobowej egzystencji człowieka. Bo czyż jego unicestwienie może być czymś naturalnym i normalnym? Wtedy bowiem niebyt musiałby być przeznaczeniem człowieka jako osoby. Lecz wówczas jaki sens miałoby jego osobowe życie, zwłaszcza zaś otwarcie na byt i osobiste pragnienie istnienia? Bycie osobą trzeba by uznać wtedy za coś nienaturalnego, za rezultat przypadkowy, za kapryśny twór ślepych sił, nie mający w sobie większego znaczenia i racji, aby istnieć zawsze. [..]
Gdyby śmierć, wdzierająca się tak bezwzględnie w życie ludzkie i niosąca ze sobą świadomość nicości, miała być czymś dla człowieka naturalnym, to musiałby on perspektywę własnej nicości akceptować bez żadnego oporu i uznawać ją za rozumny kres swej egzystencji, co więcej, zgodę na nicość własnego bytu powinien przeżyć bez lęku i bojaźni jako normalny tok życia.”
Dzieje się jednak inaczej. Człowiek rozpaczliwie lęka się śmierci i nie potrafi tego lęku od siebie oddalić. Dlatego też uznanie śmierci za skandal i protest przeciwko niej jest czymś naturalnym, właściwym istocie człowieka. Nasz sprzeciw wobec śmierci rodzi się z doświadczenia życia. Tak bardzo cenimy swoją egzystencję i tak ważnym jest dla nas współbytowanie z drugim, że śmierć wydaje nam się czymś skandalicznym i nienaturalnym.
W filmie Różewicza podróż Ignacego przez piekło, czyściec i niebo nieprzypadkowo kończy się na ziemi. Widok lasu, polnych ścieżek i radość bohatera z powrotu do ziemskiego „raju” uzmysławiają widzowi, że życie doczesne jest wielkim darem, a jednocześnie ważnym zadaniem do wypełnienia. To tu, na ziemi, znajduje się najwyższy z kręgów niebiańskich i wielkim szczęściem dla człowieka jest codzienne życie. Radości dostarczają przebywanie z drugim człowiekiem, dobra kolacja, ciężka praca, chwila odpoczynku i myśl o dniu jutrzejszym. Żyć prawdziwie znaczyłoby więc żyć światem, czerpać z każdej chwili to, co w niej najcenniejsze.