Zmarł prof. Edmund Trempała

Zmarł prof. Edmund Trempała

Z głębokim żalem przyjęliśmy wiadomość, że dnia 5 grudnia br., zmarł  

prof. zw. dr hab. Edmund Trempała
 

Pierwszy Rektor Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Bydgoszczy w latach 1974-1981, Doktor Honoris Causa naszej - Alma Mater, Profesor zwyczajny nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki. Odznaczony przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Ministra Edukacji Narodowej, Odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Medalem Kazimierza Wielkiego za zasługi dla Miasta Bydgoszczy.

  • Członek Polskiego Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN od 1972 r.
  • Wiceprzewodniczący Prezydium KNP PAN w latach 1976-1979; 1996-1999
  • Współzałożyciel Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego
  • Członek Centralnej Komisji ds. Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych od 1988 r.
  • Członek Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego w latach 1985-1987
  • Redaktor Naczelny wydawnictw naukowych
  • Prezes i Wiceprezes Bydgoskiego Towarzystwa Naukowego

 

Odszedł od nas szanowany przez społeczność Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego nauczyciel akademicki, wybitny i ceniony Pedagog. Nauka Polska i społeczność akademicka straciła wspaniałego wychowawcę młodzieży, człowieka o niezwykłych zaletach umysłu i charakteru oraz drogiego, serdecznego Przyjaciela. 

Rodzinie

Pogrążonej w żałobie składamy wyrazy
głębokiego współczucia i żalu.
W imieniu społeczności akademickiej
Rektor i Senat Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego

 

 

Profesor zw. dr hab. Edmund Trempała pozostanie w naszej pamięci jako znany autorytet naukowy w polskiej pedagogice. Urodził się 16 listopada 1927 roku. Od końca lat 40 mieszkał i pracował w Bydgoszczy. Po dziesięciu latach pracy w szkole podstawowej i średniej objął funkcję kierownika Szkoły Ćwiczeń przy Studium Nauczycielskim. Był współorganizatorem powołanej 1 sierpnia 1969 roku Wyższej Szkoły Nauczycielskiej w Bydgoszczy, w której pracował na stanowisku docenta, pełniąc jednocześnie funkcję Dziekana Wydziału Matematyczno-Przyrodniczo-Pedagogicznego i kierownika zakładu Pedagogiki. W 1970 roku powierzono mu funkcję Prorektora Wyższej Szkoły Nauczycielskiej, a w roku 1974 – pierwszego Rektora nowo powołanej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Bydgoszczy. Funkcję tę pełnił przez okres trzech kadencji – do roku 1981. Od 1969 tworzył środowisko naukowe pedagogów społecznych skupionych najpierw w Zakładzie Pedagogiki Społecznej, którą kierował do chwili przejścia na emeryturę.

W latach 1956-1959 studiował pedagogikę na Uniwersytecie Warszawskim. Pod kierunkiem prof. Ryszarda Wroczyńskiego, wybitnego pedagoga społecznego, przygotował pracę magisterską, a następnie rozprawę doktorską Integracja podstawowych środowisk wychowawczych, a rezultaty pracy pedagogicznej szkoły. Stopień naukowy doktora nauk humanistycznych uzyskał na Wydziale Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego w 1968 roku. W 2002 roku został pierwszym Doktorem Honoris Causa naszej uczelni.

Na podstawie oceny dorobku naukowego i złożonego pomyślnie kolokwium Rada Wydziału Filozoficzno-Historycznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu nadała mu w 1974 stopień naukowy doktora habilitowanego nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki społecznej, w oparciu o pracę Wychowanie w środowisku szkoły. Cztery lata później otrzymał nominację do tytułu naukowego profesora nadzwyczajnego nauk humanistycznych, a w 1990 roku – profesora zwyczajnego.

Zainteresowania naukowe Profesora koncentrowały się wokół społecznych, kulturowych i psychofizycznych uwarunkowań działań wychowawczych. Profesor badał różnorodne procesy społeczne pod kątem tego, w jaki sposób warunkują one powodzenie działań wychowawczych podejmowanych wobec dzieci, młodzieży i dorosłych.

Opublikował ponad 150 prac zwartych, współautorskich, artykułów i rozpraw oraz raportów. Do najważniejszych publikacji można zaliczyć: Integracja podstawowych środowisk wychowawczych a rezultaty pracy pedagogicznej szkoły 1969, Wychowanie w środowisku szkoły 1974, Wychowanie zintegrowane w środowisku szkoły 1976, Edukacja równoległa 1990, (red.) Edukacja nieszkolna (równoległa) w warunkach przemian w Polsce, Bydgoszcz 1994, (wsółred.) Funkcjonowanie i kierunki rozwoju pedagogiki społecznej w Polsce, Olecko 2000, (współred.) Pedagogika społeczna, Tradycja – teraźniejszość – nowe wyzwania, Olecko 2011 

Wyrazem uznania dla zasług Profesora jest wieloletnie pełnienie odpowiedzialnych funkcji w organizacjach i stowarzyszeniach naukowych. Za swoją służbę naukowo-edukacyjną uzyskał: Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski; Medal Komisji Edukacji Narodowej; Tytuł „Zasłużony Nauczyciel PRL”; Odznakę Honorową „Za szczególne zasługi dla rozwoju województwa bydgoskiego”; Odznakę Honorową „Zasłużony dla województwa pilskiego”; Odznakę Honorową „Za zasługi dla miasta Bydgoszczy”; Odznakę Honorową „Zasłużony działacz kultury”. Wielokrotnie otrzymywał Nagrodę Ministra Szkolnictwa Wyższego oraz Ministra Oświaty i Wychowania.

 

Wspomnienie o profesorze: źródło www.gazeta.pl

 

Gdy mówił o uczelni, ludzie pukali się w czoło

Nigdy nie skończył szkoły podstawowej, choć doszedł do stopnia profesora. Urodził się w rodzinie chłopskiej, w Kościerzynie Wielkim, małej wsi między Piłą a Bydgoszczą. - Moi rodzice, prości ludzie, marzyli, żebym skończył kiedyś szkołę średnią. Doszedłem do profesury. Tak bardzo żałuję, że oni tego nie doczekali - opowiada o swoim życiu prof. Edmund Trempała. Trudno byłoby znaleźć na polskich uczelniach drugiego profesora, którego kariera naukowa była tak barwna.

Gimnazjum w dwa lata


- Zacznijmy od tego, że ja mam wykształcenie niepełne podstawowe - śmieje się prof. Trempała. Rzeczywiście nigdy nie skończył szkoły powszechnej. Gdy miał 12 lat, wybuchła wojna i Niemcy zamknęli szkołę we wsi. Po wyzwoleniu w pobliskim Wyrzysku władze potrzebowały do pracy w urzędzie piśmiennych ludzi. Edmund Trempała, wówczas 17-latek, zgłosił się tam. - Ciężko mi szło. Nie umiałem poprawnie pisać, nie znałem zasad ortografii - przyznaje. 
Dlatego, gdy w niedalekim Złotowie rozpoczęła się rekrutacja do trzyletniego gimnazjum, to natychmiast się zapisał. - Dla takich jak ja, prawie już dorosłych, którzy z powodu okupacji nie skończyli szkoły powszechnej, miał być egzamin. Ale z niczego nie pytali, dziś byśmy powiedzieli, że to była rozmowa kwalifikacyjna - opowiada. 
Szkołę skończył w dwa lata. Miał małą maturę i mógł wówczas wstępować na studia. Chciał być weterynarzem. Zdawał do Wrocławia, ale się nie dostał. Potem jeszcze spróbował na UMK, tym razem na filologię polską - też go nie przyjęli. - W pewnym stopniu zaważyło tu moje pochodzenie. Rodzice mieli dość duże gospodarstwo, byli tzw. kułakami, a to nie mogło mi pomóc - tłumaczy. 
Gdy miał niecałe 20 lat, wyjechał do Bydgoszczy. Tu zapisał się do Liceum Ogólnokształcącego dla Pracujących. Nie było mu jednak dane skończyć tej szkoły, bo nigdzie nie pracował. - Skreślili mnie z listy uczniów. Tego samego dnia jeden z nauczycieli, którego spotkałem przypadkiem, powiedział mi, że mogę się zgłosić do Liceum Pedagogicznego, które wówczas mieściło się przy ul. Seminaryjnej - opowiada. - W 1948 r. zdałem maturę. W ten sposób spełniło się wielkie marzenie moich rodziców. 

Elementarz w miesiąc

I tak, choć zawsze chciał być weterynarzem, został nauczycielem. Po maturze trafił do Szkoły Podstawowej nr 41 przy ul. Grunwaldzkiej. - Dali mi pierwszą klasę. Byłem kompletnie nieprzygotowany do pracy z dzieciakami - wspomina po latach. 
Tak opowiada o swoich pierwszych doświadczeniach belferskich: - Już po miesiącu przerobiłem z klasą cały Elementarz. Byłem z tego dumny. Poszedłem do kierownika szkoły Zbigniewa Lewandowskiego i powiedziałem mu "panie kierowniku, a ja już przerobiłem Elementarz", czekając na pochwałę. A ten nic. Myślałem, że nie usłyszał, więc powtórzyłem drugi raz. A on wtedy: "To niech pan zacznie od początku. I jeszcze dodał: "jutro przyjdę do pana na hospitację". Byłem przerażony, bo nie wiedziałem, jak mam się na tej lekcji zaprezentować. Podczas przerwy przypadkiem zajrzałem do klasy, w której lekcje prowadziła starsza nauczycielka. Na tablicy była napisana wielka litera "K", obok pięknie narysowana krowa. Rysunek był częściowo przysłonięty. Wtedy mnie oświeciło. Poleciłem uczniowi, którego matka miała zdolności plastyczne, narysować na jutro na bristolu krowę. 
Przed hospitacją przymocowałem bristol do tablicy, zasłoniłem zasłonką. Obok wykaligrafowałem "K" jak krowa. Zaczęła się lekcja. Zadałem pytanie: drogie dzieci, co ma krowa? A dzieci chórem: cycki! Byłem zdruzgotany, w klasie śmiech, nie wiedziałem, co mam robić. Kierownik kazał mi usiąść i sam dokończył lekcję. Byłem przekonany, że już po mnie. Jak na ścięcie szedłem na omówienie tej hospitacji. Nawet po cichu myślałem, a niech mnie wyrzucą i tak nie lubię tej pracy - wspomina. 
Tymczasem to, co usłyszał od kierownika, nie mieściło mu się w głowie. Kierownik powiedział: pan jest bardzo dobrym nauczycielem, ale nie nadaje się do pierwszej klasy. Od jutra będzie pan uczył przyrody. - Wtedy zaskoczony bąknąłem, ale panie kierowniku, przecież ta lekcja, taka nieudana. On mi wówczas odrzekł: zapomnijmy o tym, co było wczoraj i idźmy do przodu. Będę mu dozgonnie wdzięczny, za to, że mnie wtedy nie obraził, że dał mi szansę. Od tamtej chwili ta praca zaczynała mi się coraz bardziej podobać - mówi profesor. 

Szkółka niedzielna

Trzy lata później Edmund Trempała dostał awans na kierownika Szkoły Podstawowej na Czyżkówku. To była wówczas jedna z gorszych dzielnic. Mieszkały tam rodziny cygańskie, które niechętnie posyłały dzieci do szkoły, a także tzw. badylarze i drobni rzemieślnicy. Nikt na tej posadzie nie wytrzymywał dłużej niż dwa miesiące. 
Wkrótce miał się przekonać, że te opowieści o Czyżkówku wcale nie są przesadzone. Dzieciaki wagarowały, a kierownik Trempała nie mógł przeprowadzić żadnego zebrania z rodzicami, bo nikt nie chciał na nie przychodzić. - Wtedy zrobiłem coś, co w tamtych czasach nie było popularne. Poszedłem do proboszcza i poprosiłem go, żeby po nieszporach ogłosił, że wszyscy mają iść teraz na zebranie do szkoły. I przyszli - wspomina profesor. 
Przyszli też w następną niedzielę i wszystkie kolejne. Wkrótce tak się zaangażowali w życie szkoły, że sprzątali klasy, malowali, sami wykonywali pomoce naukowe. Bez szkoły nie mogli żyć. Szkoła była szkołą do godz. 14, a po południu stawała się domem kultury. Tu odbywały się wieczorki taneczne, konkursy, w sali gimnastycznej ćwiczył parafialny chór. - Razem wpadliśmy też na pomysł, żeby prowadzić minigospodarstwo, z którego dochód w całości przeznaczaliśmy na cele szkoły. Hodowaliśmy kury i sprzedawaliśmy jajka. Jedna z nauczycielek prowadziła księgowość - wspomina. Na początku lat sześćdziesiątych kupiliśmy sobie za te kury telewizor i magnetofon. Mało kto w domu miał takie luksusy. W niedzielę cała okolica przychodziła do szkoły oglądać western. 

Szczęście do ludzi

Równocześnie gdy został kierownikiem szkoły, zaczął zaocznie studiować biologię. Na wykłady jeździł do Gdańska. Był już blisko magisterium, gdy postanowił nagle rzucić naukę. - Ożeniłem się i straciłem zapał do studiów - przyznaje lekko zawstydzony. Szybko jednak pożałował tej decyzji. Po roku, gdy już nacieszył się małżeństwem, postanowił spróbować studenckiego życia jeszcze raz. 
Był rok 1954, gdy dowiedział się, że Uniwersytet Warszawski organizuje egzamin konkursowy na zaoczną pedagogikę. - Przyjechałem do Warszawy pierwszy raz w życiu. Przespałem się na dworcu. Rano zacząłem szukać uniwersytetu. Wszedłem do budynku, chodzę po korytarzach, nigdzie ani żywej duszy. Nie ma się kogo zapytać. Pomyślałem, że może się spóźniłem albo pomyliłem adres. Już miałem wracać do domu, gdy na schodach zobaczyłem niepozornego człowieka. Myślałem, że może woźny. On pierwszy zagadał: A pan do kogo? Odpowiedziałem, że przyjechałem aż z Bydgoszczy na egzamin. Mężczyzna zaprowadził mnie do jakiegoś gabinetu. Musiałem być bardzo wymizerowany, bo gdy usiadłem, zapytał, czy nie jestem głodny i od razu podzielił się swoim śniadaniem. Jedliśmy kanapki. Ja mu opowiadałem o naszej szkole, o kurach, o współpracy z rodzicami. Po godzinie takiej rozmowy, on powiedział: "no to jest pan przyjęty". Okazało się, że to był wybitny pedagog prof. Ryszard Wroczyński
Potem Edmund Trempała pisał u niego pracę magisterską, a w 68 r. bronił doktoratu. - Ja miałem szczęście do ludzi. Najpierw podał mi rękę i pozwolił uwierzyć w siebie kierownik szkoły, w której podjąłem moją pierwszą pracę, Zbigniew Lewandowski. Potem przypadkiem na korytarzu spotkałem profesora Wroczyńskiego, któremu zawdzięczam swoją karierę naukową - mówi profesor Trempała. 

Uczelnia dla zapaleńców

W szkole na Czyżkówku pracował przez kilka lat. W 1961 roku został kierownikiem Szkoły Ćwiczeń przy Studium Nauczycielskim. W 1968 r. z grupką zapaleńców rozpoczął starania o utworzenie w Bydgoszczy Wyższej Szkoły Nauczycielskiej. - Ludzie pukali się w czoło, nie wierzyli, że nam się uda. Było to możliwe w dużej mierze dzięki uniwersytetowi w Poznaniu i UMK w Toruniu, które nam pomagały i kibicowały w naszym przedsięwzięciu. Mało kto dziś wie, że pierwszy rektor WSN był z UMK. Rektor zgodził się oddelegować go do Bydgoszczy, bo nikt z nas nie miał wówczas habilitacji. Uczelnia nie była jeszcze wtedy w pełni akademicka, nie miała prawa do prowadzenia studiów magisterskich. Absolwenci WSN uzupełniali studia magisterskie w Poznaniu lub w Toruniu. Pięć lat później WSN przekształciła się w Wyższą Szkołę Pedagogiczną. Prof. Trempała był już po habilitacji i został jej pierwszym rektorem. Uczelnia podziękowała mu za to, przyznając mu w 2002 r. pierwszy w swej historii tytuł doctora honoris causa.